piątek, 25 lipca 2014

Szybki Powrót

  Niebo przy wysokich szczytach gór było szare, jednak z czasem stawało się coraz jaśniejsze. Po burzy chłodny wiatr mocno targał im futra, musieli się postarać by nie oderwać się od ziemi. Liście przemykały szybko muskając ich.
  Nagle zatrzymali się, spoglądając w górę.
  Czarny, połyskujący ptak z zielonymi oczami zataczał koła, zbliżając się do lądowania. Nadal trzepocząc skrzydłami ostał na ziemi przed nimi. To nie był ten Kruk, tylko Karasu. 
"O cóż może chodzić?" pomyślał zirytowany Nigrum.
-Musicie wracać, Nigrum'ie i Arenam'ie. Bardzo pilna sprawa; na polecenie Alfy.- Karasu zmrużył ślepia, czekając na odpowiedź.
"No, nie! Tylko nie to!!!" zawył w duszy Nig. Spuścił i pokręcił łbem.
-Dobrze wracamy. Zaprowadzisz nas do Blackdepth'a?- mruknął Arenam, zrezygnowany tak samo jak brat. Maledictionem popatrzył na nich z umiarkowanym zainteresowaniem.
-Male, widocznie tutaj musimy się rozstać...- smutno oznajmił Nig.-  Przepraszamy, że zmarnowaliśmy twój cenny czas...
-Nie ma sprawy. Mój uczeń i tak jest zajęty.- uśmiechnął się, by dodać im otuchy.
-Możemy już wracać?- wtrącił zniecierpliwiony Karasu.
-Tak, tak... Już idziemy...- odparli chórem bracia.- Żegnaj Male.
-Żegnajcie.- i już go nie było. Rozpłynął się niczym duch. Zawsze dziwili się jak on to robi.
Karasu nie czekając na nich, rozłożył, zatrzepotał skrzydłami i już wzbił się w górę. Bliźniacy nie ukrywali swojej irytacji i rozczarowania, gdy biegli za krukiem.

***

  Unda biegł koło Heise między drzewami, przeskakując powalone drzewa i samotne pnie. Biegli z wiatrem, które jakby dodawało im skrzydeł. Od kilku minut biegli za rosłym łosiem. Jego masa była teraz wadą. Biegł coraz wolniej, dysząc. Gdy zauważyli tę zmianę przyspieszyli, jakby dostali nowych sił. 
  Unda dał znak Heise, żeby skoczyła na grzbiet zwierzyny. Kiedy tylko to wykonała (a muszę dodać, że z wielką gracją, jednocześnie mocno i głęboko wbijając pazury), on od razu zrównał się z nimi i odbił się na łosia, przy okazji wgryzając mu się w gardło. Siłą rozpędu i masą zatoczył łuk, jak na linie, jednak z trudem zdołał lekko przechylić ofiarę. Zwierzęciu poślizgnęła się pęcinka i uderzył z głuchym łoskotem o poszycie. Podczas upadku Heise wskoczyła na bok zwierzęcia, unikając zmiażdżenia i tam ostała. Unda leżał w niewygodnej pozycji na plecach z głową odchyloną do tyłu. Cały czas mocno zaciskał szczęki na szyi. Łoś ryknął w agonii i wziął jeszcze kilka ostatnich, urywanych oddechów. Unda w końcu puścił, przeturlał się i wstał. Otrzepał futro i z zakrwawionym pyskiem uśmiechnął się do samicy.
-Niezła robota, Heise- pochwalił ją.
-Ty też nieźle się spisałeś...- delikatnie odwzajemniła uśmiech.- Kto idzie po resztę? Czy zanosimy łosia?- zmieniła sprawnie temat.
-Wątpię, bym nawet ja dał radę przenieść tak dużą zwierzynę...- zaśmiał się, Heise mu zawtórowała- Mogłabyś pójść po nich?- poprosił.
-Dobra.. Niedługo wrócę, a ty nie tykaj jedzenia!- uprzedziła go żartobliwie, grożąc mu palcem. Ruszyła truchtem, który po chwili przerodził się w bieg. Patrzył za nią dopóki nie zniknęła mu z oczu.
"Jest taka piękna! Ma w sobie tyle gracji jak nikt inny!", pomyślał i pokręcił łbem z iskierką w złotookich ślepiach, a niebieska grzywa opadła mu na oczy. Położył się obok ofiary z cierpliwością, oblizując pysk z krwi.
  Po niedługim czasie z zarośli wyszła grupka kotowatych, na której czele szła Heise. Za nią maszerował biały tygrys- Vis, Hibernis o złocistym futrze i beżowy lew- Kizuato
-Nieźle się spisaliście- pochwaliła ich Doradczyni, jednak nie okazywała swoich emocji.
-To samo mówiłem Heise!- zaśmiał się Unda, wstając.- Hibernis, zacznij.- odszedł na bok. Lwica bez słowa z kamiennym wyrazem pyska podeszła i wzięła pierwsze kęsy. Po chwili dołączyli się Kizuato, za nim Vis, potem Heise, a na końcu Unda z nieobecnym wyrazem pyska.
  Rozmyślał o lwicy z ciemnym futrem, z którą upolował to oto zwierzę. Była doprawdy niezwykła, chociaż nieśmiała. Tak, zauroczył się w niej. Wcześniej jej nie zauważał, dopóki nie zaczęła wykazywać się na ćwiczeniach. Uczyła się trochę szybciej niż inni, zawsze dodawała jakieś ruchy od siebie. Doprawdy pomysłowa. I wtedy się zaczęło. Na samą myśl o tamtych dniach, prychnął cicho pomiędzy jednym kęsem, a drugim.
  Gdy w końcu skończyli się posilać, z pełnymi brzuchami skierowali się w miejsce, na którym mieli czekać na poranny patrol. Hibernis martwiła się czy zdążą. Szła szybko jako pierwsza, za nią w milczeniu Vis z Kizuatem, a na końcu Heise i Unda. Próbował z nią nawiązać rozmowę, jednak czuł się lekko skrępowany, więc wychodziło mu to nieudolnie. Lwica chyba była jeszcze bardziej zawstydzona niż sam lew.
  Kiedy dotarli na miejsce, z daleka zauważyli trzy rosłe jelenie i jedną łanię. Poczekali aż się zbliżą. Dopiero wtedy Doradczyni przemówiła.
-Witam. Jestem Hibernis, Doradczyni Alfy Tenaru. Ze mną jest Vis, Kizuato, Heise i Unda. Przynosimy wieści od Gin no Kiba dla Anure.
Odpowiedział jej samiec, który stanął przed nimi wyraźnie zostawiając tamtych z tyłu tak samo jak lwica. Miał szaro- białą sierść, ciemne pręgi na wszystkich czterech pęcinkach, czarną grzywę, ogon i poroże. Ciemnoszare oczy patrzyły na nią przenikliwie.
-Witam. Przewodzę dzisiejszym porannym patrolem. Jestem Loco. Cóż to za wiadomość?- odparł lekko ochrypłym głosem.
Zwięźle opowiedziała o co chodzi. Nie okazywał żadnych emocji. Po chwili zastanowienia, odpowiedział:
-Dobrze. Zaprowadzimy was do Alfy, ale macie nie wywijać żadnych numerów. Czy to jasne?
-Oczywiście.
  Loco stanął na czele Tenaru. Po lewej szedł cały czarny łącznie z porożem jeleń, po prawej biała łania z czarną grzywą, ogonem i rogami, a za nimi kościsty samiec z rogiem niczym miecz. Cały był w ciemnych barwach, jednak gdzieniegdzie można było dostrzec szare ubarwienie.
  Słońce schowane było za biało- szarymi chmurami na również szarym niebie. Liście biegały po ziemi popędzane silnym wiatrem, który również smagał ich raz po raz. Od czasu do czasu mżyło. Chłodna pogoda utrzymywała się po niedawnej burzy.
  Loco szybko i sprawnie poprowadził ich skrótami do centrum terenów Zeneek. Wydawało się, że mógłby iść z zamkniętymi oczami, a i tak by trafił. Była to polana otoczona bardzo rzadkimi drzewami, na środku której stał dąb wysoki na jakieś kilka metrów z szerokością na dwa metry. Rozłożysta, gęsta korona drzewa tworzyła naturalny daszek. W pniu dębu była wydrążona siłami natury dziura. Dzięki niej można było wejść do środka.
  Przywódca porannego patrolu zostawił ich z resztą straży na skraju polany, a sam podszedł do ogromnego drzewa. Stanął przed wejściem na jakieś półtora metra i oficjalnym tonem, powiedział:
-Alfo Zeneek. Gdy robiliśmy obchód na granicy spotkaliśmy delegację z Tenaru. Mają dla Alfy ważną wiadomość.
Po tych słowach z pnia dębu wyszedł rosły jeleń z rozłożystym, ciemnoszarym porożem. Sierść miał beżową gdzieniegdzie z plamkami bieli. Również beżowy był gęsty ogon (tyle, że trochę jaśniejszy) i sierść na klacie piersiowej, która zastępowała grzywę. Jego postawa była godna przywódcy.
-Jaką to wiadomość?- donośny głos rozległ na polanie, na której byli obecni tylko Tenaru i poranna straż. Zwracał się do Loco, który od razu powtórzył prośbę Gin no Kiba o zebraniu (teraz już) za dwa dni i jedną noc.
-Z jakiegoż to powodu ma się odbyć zebranie?
Loco opowiedział o tym jak Królewscy wycinają drzewa i o obecnej tam sytuacji. Alfa Zeneek spojrzał w kierunku granicy i uśmiechnął się tak, że nikt tego nie zauważył. Kiwnął delikatnie łbem.
-Dobrze. Będziemy. A wy możecie tu ostać do czasu zebrania. Witajcie w naszych skromnych progach! Będziecie nocować tutaj, wokół dębu na polanie. Loco, idź dokończ patrol na granicy. Nie powinni sprawiać kłopotów, prawda?- spojrzał wymownie na Tenaru.
-Prawda.- odpowiedziała Hibernis, pierwszy raz odkąd się tu zjawili.- Dziękujemy za uprzejmość, Alfo.
Anure nie odpowiedział i wszedł z powrotem do dębu, a Loco wziął trójkę pozostałych Zeneek i skierowali się do granicy. Hibernis ułożyła się najbliżej pnia wraz z Vis'em i Kizuato wyraźnie coś omawiając po cichu. Heise ułożyła się trochę dalej, a Unda z wielką chęcią chciał jej dotrzymać towarzystwa. Położył się obok niej i spojrzał jej w oczy.
-Nie jestem przyzwyczajony do spania pod gołym niebem, a ty?- jego pysk wykrzywił ledwo dostrzegalny grymas niezadowolenia. 
Wypowiedział te słowa cicho; nie chciał obrazić Anure. Skinęła łbem i spuściła odruchowo wzrok. Zapadła pomiędzy nimi niezręczna cisza. Nie za bardzo wiedział co powiedzieć więcej.

***

  Tymczasem bliźniacy wraz z krukiem dotarli na plac. Powitała ich pustka i cisza ogarniająca miejsce dla Alfy, półkę doradców i przywódców oraz plac dla reszty wilków z Królestwa. Jednak Karasu się tym nie przejmował i leciał dalej prowadząc ich do jaskini wewnątrz górki.
  Po kilku minutach stali już w progu. Kamienne ściany, podłoże i sufit były chłodne z nieregularnymi kantami. Słabe światło dzienne wpadało przez wejście i zobaczyli, że w środku naprzeciwko wejścia siedział czarny basior z czerwonymi oczami- Blackdepth. Jego pysk ukazywał lekki smutek, jednak na razie nie wiedzieli dlaczego. Po jego prawicy był ciemnoszary wilczur z granatową grzywą o szarych oczach- Indietro, a po lewicy brat Blackdepth'a- Talon. Również szary wilk, jednak on miał gdzieniegdzie białe futro. Zielone oczy były wbite w przybyłych. Karasu stał przed bliźniakami, którzy zdali się teraz na kruka.
-Alfo. Przyprowadziłem ich tak jak prosiłeś.- Karasu skinął małym, kruczym łebkiem.
-Dobrze. Możesz już iść, Karasu. Dziękuję.
Kruk ponownie skinął łbem i odleciał w kierunku szarego nieba. Bliźniacy pozdrowili przywódcę i usiedli w kole. Ukrywali swoje zaciekawienie pod kamienną maską.
-O co chodzi, Alfo?Jakże ważny powód skłonił cię do naszego wezwania?- oficjalnym tonem odezwał się Nigrum. 
-Wezwałem was, ponieważ powstał bardzo poważny problem. Indietro? Powiedz im o co chodzi.- skinął na wilczura z granatową grzywą, a ten opowiedział o tym jak Królewscy wycinają drzewa i o niedługo wyczekiwanym zebraniem z Alfami wszystkich królestw. Gdy skończył, Alfa znów przemówił:
-Tak więc już chyba wiecie, dlaczego was wezwałem, prawda?
Nigrum skinął w zamyśleniu łbem i zastanawiał się co zrobić. Po chwili odparł:
-Mój brat chyba nie może już dłużej zostać?- kiedy Alfa potwierdził, kontynuował- W takim razie mogę mu coś przekazać na osobności i zaczniemy spotkanie?- poprosił.
-Oczywiście, ale nie za długo.
Arenam pożegnał Alfę. Nigrum skinął na brata i obaj wyszli z jaskini odprowadzani trzema cierpliwymi spojrzeniami, znowu wystawieni na smagnięcia chłodnego wiatru. Kilka kropel zrosiło okolicę i ustało. Spojrzał Arenam'owi w oczy.
-Pójdziesz teraz do Kruka i wyślesz wiadomość do pałacu. Powiesz, że nie będziemy mogli przybyć, ponieważ musieliśmy wracać do Królestwa. Przeproś ode mnie Lunę i bądź w pobliżu, okey?
-Dobrze, bracie. Zajmie mi to chwilę- mrugnął do niego porozumiewawczo i zniknął w zaroślach. Nigrum uśmiechnął się lekko i wrócił do środka.
Rozpoczęło się spotkanie.

***

  Arenam pędził w kierunku fioletowej roślinki Kruka. Gdy ją ujrzał z odległości kilku metrów, gwałtownie zaczął hamować zapierając się wszystkimi czterema łapami. Zostawił po sobie głębokie bruzdy, ale nie zwracał na to uwagi. Słyszał szum rzeki, bezlitosny wiatr, który szumiał wśród koron drzew i odległe ćwierkanie leśnych ptaków. Nigdzie nie mógł wypatrzyć Kruka.
  Podszedł do roślinki i usiadł zniecierpliwiony. Czarna grzywka przykleiła mu się do czoła. Zwykle, gdy do niego przychodzili był na miejscu. A teraz? "Gdzie on się podziewa?", zastanawiał się gorączkowo.
  Dopiero po jakiś dziesięciu minutach znad rzeki przyleciał Kruk. Miał tak samo połyskujące, czarne pióra jak Karasu, jednak różnili się kolorami oczu. Wilczur miał zielone, a ten tutaj złociste. Ostatni raz zatrzepotał skrzydłami i wylądował przed wilkiem o brązowo- białym futrze.
  Arenam spojrzał na niego błękitnymi ślepiami, nie ukrywając irytacji. Zamachał ogonem, rozgarniając przy okazji trochę ziemi.
-Wreszcie jesteś! Gdzieś ty był?
-Też się cieszę, że cię widzę...- mruknął- Nie twój zakichany interes. O co chodzi?- Kruk zmienił temat.
-Przekażesz wiadomość do pałacu.- powtórzył treść i od kogo jest ta wieść, i spytał- Co chcesz za to?
Po chwili zastanowienia, odparł:
-Upoluj mi dwa zające.
-Czemu dwa?- spytał z lekkim zaskoczeniem w głosie Arenam.
-Ponieważ byłeś wobec mnie nieuprzejmy.- zmrużył złote ślepia.
-Od kiedy to zwracasz na coś takiego uwagę?- teraz był jeszcze bardziej zaskoczony niż przed chwilą.
-Nie przeginaj! Chyba, że chcesz upolować trzy!- zakrakał wściekle Kruk i załomotał skrzydłami.
-Dobra, dobra... Już idę...- burknął pod nosem wilczur i wstał. Pobiegł w las, zostawiając ptaszysko same. Kruk położył się na ziemi, chowając pod siebie nóżki. Był zadowolony z ubitego targu. Ten drugi zając i tak nie był dla niego, ale musiał go mieć. Na prezent.
  Po kilkunastu minutach Arenam wrócił do Kruka z dwoma zającami w pysku. Położył przed nim zapłatę i czekał co powie ptak.
-Dobrze... Możesz już iść. Bądź pewny, że wieść dotrze błyskawicznie do pałacu.- wstał, chwycił zające i schował je do dziupli. Wilk pobiegł z powrotem w kierunku górki, chcąc dotrzymać drugiej części obietnicy złożonej bratu.



Blackdepth


Kizuato
Wystąpili:

Karasu


Talon
Heise
Indietro
Vis

Maledictionem
Hibernis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz