niedziela, 3 sierpnia 2014

Pierwsze Kroki

    W Jaskini Zebrań panował haos i zgiełk. Obywatele Tenaru zebrali się w niej, czekając z wyczekiwaniem na Alfę, który nie śpieszył się ze swym przybyciem. Młodzi przepychali się między sobą, żeby zająć najlepsze miejsca na skalnych półkach - spychali się, gramolili, kleli, a małe kamyczki sypały się niczym grad na głowy poniżej zebranych. Trzeba było przyznać - od momentu założenia stada grupka kotowatych znacznie się powiększyła i, niegdyś za duża jaskinia, teraz stała się zbyt mała, by pomieścić wszystkich obywateli na placu. Chcąc uniknąć ścisku, młodzież pchała się na półki, gdzie mieli pełną swobodę. Niestety, kandydatów było dużo, a miejsc na widowni mało, więc trzeba było swoje wywalczyć. Cenne miejsce zabierały liczne stalagmity, niczym ostrza, wystające z ziemi, niektóre łączyły się wraz ze stalaktytami w potężne kolumny. Nieliczni z silniejszych powspinali się na owe stalagmity i trzymając się kurczowo śliskiego kamienia usadowili się wygotnie - na tyle na ile się dało - na swoich nietypowych miejscach. 
Wszędzie panował głośny szmer rozmów, raz po raz przerywany głuchym dudnięciem spadającego z góry ciała, obijającego się o kamienie oraz innych kotowatych; na szczęście jaskinia nie była zbyt wysoka, więc ryzyko poważnego uszkodzenia zdrowia było nikłe. Wszyscy już zajeli swe miejsca, nawet przywódcy wojsk oraz rudy weteran zasiedli wokół małej górki w jaskini, jedynie grupka młodzików szarpała się wciąż o jedną ze skalnych półek. 
Nagle wszystko ucichło, kiedy potężny samiec z łatwością wspiął się po stromej ścianie, lądując pewnie na skalnej półce, zpychając z niej wszystkich, którzy nie chcięli ustąpić mu z drogi. Przekleństwa, jęki i wściekłe warknięcia posypały się niczym deszcz, robiąc jeszcze większy larum, jednak jednen, krótki ryk i błysk czerwonych ślepi wystarczyły, aby uciszyć marudzące towarzystwo. Rosły samiec prychnął pod nosem i potrząsnął czarną grzywą, po czym rzucił ostatnie władcze spojrzenie na resztki niezadowolonych młodzików, stojącyh pod półką oraz ułożył się wygodnie. 
Trzeba było przyznać, że była ona na niego nieco za mała, gdyż łapy zwisały mu poza krawędź, jednak nie myślał teraz zmieniać miejsca, miał dość tych ich krzyków, chciał jak najszybciej zakończyć to zebranie i iść z poworotem do łóżka.
- Ej, Scar! - lew spojrzał w dół i ujrzał Blue, wściekle mierzącą go spojrzeniem - Nie myślisz, że powinieneś szanować innych? Za kogo ty się uważasz, że możesz tak po prostu...
Ogromny samiec zeskoczył w jednej chwili z półki ze wściekłym warkotem w gardle, przypinając wielkim łapskiem małą lampardzicę do ziemi, pozbawiając tchu w piersiach.
- A za kogo ty się uważasz, że możesz tak bezczelnie pyskować do mnie? - warknął, pochylając się nad nią tak mocna, że ich nosy były milimetry od siebie, Scar czuł na pysku jej szybki oddech, a wpatrując się w jej niebieskie oczy dostrzegł strach. W duchu poczuł ciepło satysfakcji, uwielbiał wzbudzać u innych strach, podziw... szacunek. Wszyscy dookoła zamilkli, przestali się przepychać, rozmawiać, wszystkie oczy wpatrzone były w ową dwójkę, jednak Scar nie myślał o nich, skupił się na małej, bezbronnej osóbce pod jego łapą, tak drobnej, że mógł ją z łatwością zgnieść. Lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy - Jestem starszy, silniejszy, mądrzejszy i należy mi się szacunek. - podkreślił ostanie słowo - Zrozumieliśmy się? - dziewczyna pokiwała szybko głową, nie mogła zdobyć się na słowa, nagły atak, niezręczna pozycja oraz ogromny samiec, przygniatający ją do ziemi odebrały jej całą odwagę.
Nagle potężny ryk zatrząsł jaskinią, ostatnie z luźnych kamyczków osypały się na podłogę, wszystkie głowy zwróciły się w stronę szczytu górki, a Scar wycofał się na swoją skalną półkę, w czasie, kiedy Blue zbierała się z ziemi, wspomagana przez przyjaciół i siostrę.
- Proszę o spokój! - rozległ się donośny głos Alfy, odbijający się echem od ścian jaskini. Ostatnie wrogie spojrzenia ostały rzucone w stronę czerwonookiego lwa, po czym wszyscy skupili się na Kibie.
Nikt specjalnie nie lubił Scar'a, miał specyficzny charakter, trochę nieprzewidywalny, jedynymi osobami, które w miarę go lubiły były Heise i Geresu, pochodzące z tego samego rodu oraz znające przyczyny jego zachowania, oprócz nich miał paru kolegów, jednak większość stada trzymała się od niego z daleka. Traktowali go nieco oschle, w sumie, sam się o to prosił, jednak nikt tak naprawdę jeszcze nie postarał się go poznać lepiej, niemalże wszyscy co próbowali poddawli się po paru dniach, oczekując od niego natychmiastowej przemiany. 
- Pewnie niewielu z was wie dlaczego was tu przyzwałem o tak późnej godzinie. - zaczął Gin no Kiba, upewniwszy się, że wszyscy go słuchają oraz, że wszystkie spory i niesnaski ostały uspokojone - Jednak jest to powód najwyższej wagi. - przez zebranych przeszedł zmartwiony szmer, nawet znudzony Scar nastawił nieco ucha - Królewscy zaatakowali granicę lasu! Wycinają drzewa oraz mordują obywateli Zeneek! - wykrzyknął nagle donośnym głosem, a wściekłe warknięcie zagłuszyło nieco jego słowa. Przez zebranych przeszła fala oburzenia i uniosły się krzyki sprzeciwu, a brązowy samiec na skalnej pół wyszczerzył kły, spinając wszystkie mięśnie - CISZA! - Przywódca uspokoił koty, chcąc ciągnąć dalej swą wypowiedź - Za dwa dni i dwie noce odbędzie się zebranie, na którym ustalimi z naszymi braćmi co uczynić. Jednak możliwa jest wojna. - zmartwienie pojawiło się na większościach twarzy u podnóża małej górki, lecz byli też ci, w tym Scar, którzy uśmiechnęli się pod nosem na wzmiankę o złojeniu tyłka Królewskim - Wszyscy obywatele, należacy do wojska, poniżej piątej wiosny mają stawić się z samego rana u swoich dowódców wojsk, odbędzie się małe szkolenie, przypominające podstawowe manewry, jest to rozkaz! - dodał z nutką irytacji, słysząc ciche marudzenia, chciał mieć pewność, że wszyscy są w pełni gotowi na bój - Dziękuję, za waszą uwagę. - po tych słowach zszedł ze swego miejsca i podążył ku wyjściu, ostawiając obywateli Królestwa w pełnym szoku.
Kiedy tylko Alfa zniknął z pola widzenia w jaskini znów podniósł się zgiełk. Niektórzy zbijali się w ciasne grupki, żeby omówić to co właśnie usłyszeli, inni wychodzili, rozmawiając ze sobą nerwowo, a młodziki chełpiły się przed samicami, swymi zdolnościami walecznymi - było wiadome, że większość stada dziś nie uśnie. Scar uśmiechnął się pod nosem i westchnął z rozkoszą, myśląc o nadchodzącej bitwie, która była nieunikniona. Zwlókł swe cielsko na cztery łapy, zeskoczył z półki i w udobruchanym nastroju opuścił Jaskinię Zebrań.


☆★☆★☆★

    Po wysłaniu kruka, by znalazł bliźniaków, Blackdepth popędził ile sił w czarnych łapach na wzgórze. Kiedy wpadł, niczym piorun do centrum, wielu z watahy już siedziało i czekało na niego. Zmartwione spojrzenia padły na niego, a podejrzliwe pomruki  przeszły przez zebranych, gdy trójka Tenaru wyłoniła się zaraz za nim. Czarny wilczur, nie zatrzymując się, wskoczył na wgórze oraz zawył ponownie, przywołując resztki tych, którzy nie usłyszeli pierwszego sygnału. Kotowaci usiedli na krawędzi centrum, nie rzucając się w oczy i patrzyli z wyczekiwaniem na Alfę, który mimo przedchwilowych nerwów teraz siedział dumnie i spokojnie na szczycie wzniesienia, jedyną oznaką zmartwienia były jego czerwone oczy.
Blackdepth zastanawiał się jak ma im to powiedzieć. Nie był pewien ich reakcji, co jeżeli mu nie uwierzą? W sumie, jaką ma pewność, że Tenaru nie kłamią?
"Nie.", Blackdepth zamknął oczy i wetchnął "Kiba nie zniżyłby się do tego poziomu."
Pewność siebie wróciła do niego z powrotem. Ostał Alfą w dość młodym wieku, czasami cała odwaga go opuszczała i wahał się z tym co ma robić, w takich momentach potrzebował chwili zastanowenia. Wiedział, że wataha jest mu oddana, zyskał szacunek i lojaność wielu, pewne było, że co niemiara ruszyłaby z nim na kraniec świata, więc czemu teraz nie mieliby uwierzyć w jego słowa? Przemiótł spojrzeniem po zebranych poniżej wilkach. Doradcy wraz z zastępcą Nigrum'a siedzieli już na swoich miejscach, a do centrum wkraczały ostatki wilków. Nagle głośny szelst piór oraz cień rzucony na centrum spowodowały, że wszyscy podnieśli głowy do góry z lekkim zmartwieniem, które szybko przerodziło się w ulgę.
Dwadzieścia zielonookich kruków zatoczyło parę kół nad głowami wilków, po czym zaczęły opadać, łącząc się w zbytą kupkę. Sylwetki ptaków stały się niewyraźne, zlały się w jedną czarną plamę, która powoli formowała się w sylwetkę wilka. Po kilku sekunadach w samym środku zebranych wilków stanął Karasu ze swym majestatycznym porożem na głowie.
- Możemy zaczynać. - powiedział gładkim głosem i z małym uśmieszkiem na czarnych wargach.
Blackdepth spojrzał na niego nieco rozbawiony, kątem oka dostrzegł czerwony dym, gdzieś w cieniach niedaleko zebranych, który powoli przerodził sie w szarkłatnookiego wilka z czerwonym kapeluszem. Samiec znów przybrał poważny wyraz pyska, Diabro zawsze pojawiał się na zebraniu jako ostani ze wszystkich członków, a jego obecność oznaczała, że nikogo więcej nie brakuje. Zapadła przytłaczająca cisza, nikt nie ważył się nawet odezwać, gdyż wszyscy już czuli, że kroi się coś ciężkiego.
- Moi drodzy. - zaczął spokojnie - Zebraliśmy się tutaj z dość poważnego powodu. - zakłopotane spojrzenia ostały wymienione między paroma wilkami - Gin no Kiba wysłał trzech posłów z dość niekorzystną dla nas wiadomością...
- Którzy wkroczyli na nasz teren bez niczyjego pozwolenia. - warknął Shax, posyłając im wrogie spojrzenie szaro-zielonych oczu.
Mała puma zjeżyła futro, widząc wilka, który wzrostem przewyższał nawet jej Alfę.
- I dobrze, że to uczynili. - powiedział ostro Przywódca, a szary basior spojrzał na niego z mieszanymi uczuciami, po czym położył uszy po sobie i skinął lekko głową na znak, że przeprasza, za swoje zachowanie, Blackdepth westchnął cicho, nie było sensu przedłużać i dobierać słów, żeby złagodzić sytuację - Królewscy wkroczyli na tereny Zeneek, wycinają las i mordują jelenie. - strzelił beznamiętnie, zamykając oczy oraz nasłuchując krzyków dezaprobaty. 
Nagle wściekły ryk uciszył wszystkich.
- Milczeć. - Balckdepth uniósł wzrok i ujżał Shax'a, wypowiadającego te słowa.
- Za dwa dni i dwie noce odbędzie się zebranie, na którym omówimy z resztą jakie kroki uczynić. - kontynuował z lekką wdzięcznością dla szarego basiora - Jednak wydaje mi się, że wojna może być nieunikniona. - szmer przeszedł przez tłum - Jutro wszyscy, należący do wojska, mający mniej niż pięć wiosen wstawią się do Nigrum'a oraz Vocatio na małe szkolenie, przypominające podstawowe manewry. Dziękuję. - tymi słowami zakończył zebranie, zeskakując z górki z brzękiem metalowych łańcuchów i wszedł do jaskini znajdującej się w górce, dając znak ogonem Diego, Talon'owi i Vocatio, żeby poszli za nim.

☆★☆★☆★

    Heise nie umiała tak wytrzymać, co miała robić? Przez dwa dni leżeć w tym samym miejscu i się nudzić? O nie, nie ma mowy. Lwica przeciągnęła się leniwie, wstając, Unda, który zdążył już trochę przydrzemać, uniósł powiekę złotego oka, spoglądając na nią pytająco. Samica kiwnęła głową na znak, że ma iść z nią.
- Po co? - zapytał złotooki, ziewając.
- No wstawaj, no. Nie masz chyba zamiaru tu siedzieć przez dwa dni. - powiedziała i dziubnęła go pazurami pod żebro, żeby przyśpieszyć jego reakcję.
Samiec podniósł się energicznie i spojrzał na nią z lekką pretensją, jednak ona tylko się zaśmiała, ruszając, lecz zanim zdołała przejść dziesięć metrów usłyszała pytanie za plecami:
- A wy dokąd? - Heise odwróciła się, by ujrzeć Hibernis, spoglądającą na nią, wyczekującą na odpowiedź.
- Pozwiedzać. - rzekła krótko.
- Niech idą, co mają innego robić? - odezwał się Kizuato, który również przysnął, a teraz rozdziawiał paszczę, ziewając.
Doradczyni wydawała się rozmyślać przez chwilę, jednak w krótce kiwnęła głową na znak, że mogą iść. Czarna lwica uśmiechnęła się od ucha do ucha i ruszyła raźnym krokiem w nieznane.
- Toooo, dokąd idziemy? - zapytał Unda.
- Przed siebie. - odpowiedziała z uśmiechem.
Heise zastanawiała się jak można mieszkać w takiej odsłoniętej, monotonnej krainie. Aż po horyzont rozciągały się połacie trawy, które w nielicznych miejscach przerywane były drzewami lub krzewami. Nad głową nie było nic, co mogłoby ich osłonić od letniego, palącego słońca, nie dość tego, ciemne futro samicy, pogarszało sprawę. Czuła się tutaj tak dziwnie, odsłonięta, niczym łatwa ofiara dla wroga. To wszystko powodowało, że jej zmysły były wytężone, żeby wychwycić najmniejsze, podejrzane oznaki nieprzyjaciela, zanim on zdążyłby zaatakować. Dziewczyna cieszyła się, że spędzą tutaj tak niewiele czasu, nie wyobrażała sobie, by mogła tutaj mieszkać. Jedyną rzeczą, która jej się tutaj podobała, był to wiatr, który na otwartej przestrzeni szastał z lewa na prawo, niosąc najróżniejsze, ciekawe dzwięki oraz interesujące zapachy, które Heise pochłania nosem, potem wraz z Undą próbowali zgadnąć do czego należy, a tych, których nie potrafili rozpoznać, szybko szli sprawdzić, żeby uzupełnić niewiedzę. 
Po drodze mijali wielu obywateli królestwa, którzy posyłali im nieufne spojrzenia, nie wiedząc zbytnio co tu robią, jednak po paru zadanych im pytaniach ich wątpliwości ostawały rozwiane - przynajmniej po części.
- Kto ostatni na górę ten zgniła wiewiórka! - krzyknęła nagle Heise i popędziła w stronę wielkiego wzgórza, kilkadziesiąt metrów przed nimi. 
Unda potrzebował chwili, żeby zoriętować się co się dzieje, jednak gdy ruszył sprintem szybko dogonił dziewczynę.
Łapy niosły ją same, to było genialne uczucie, zapomnieć o całym świecie oraz ruszyć przed siebie, czuć ten fiatr na twarzy i miękką trawę pod łapami. Nie zauwarzyła nawet, kiedy wybuchnęła głośnym śmiechem, przyspieszając biegu, gdy wkroczyła już na pagórek. Unda, mimo tego, że mógł ją z łatwością wyprzedzić i wygrać wyścig trzymał jej tępo, biegnąc z nią ramię w ramię, również się smiejąc. Dotarli na szczyt weseli, z potarganymi futrami, zapomnieli o rywalizacji, nie zauwarzając nawet kto wygrał, wiatr uderzył w nich chłodnym powietrzem, które dziewczyna pochłonęła całą pojemnością płuc. Lubiła spędzać w ten sposób swój wolny czas, wręcz tęskniła za momentami, kiedy mogła tak biegać w nieskończoność, bez żadnych zmartwień, ani kłopotów, a jedyną rzeczą, o której musiała pamiętać to przyjście do domu na czas. 
"Taaak.",pomyślała "Gdzie te czasy?"
Jednak teraz, kiedy mogła spędzać ten wolny czas z ważną dla niej osbą, był on jeszce cenniejszy. Długo nie chciała się przyznać sama sobie i uwierzyć w rzucającą się w oczy prawdę, czuła coś więcej do złotookiego samca, nie było to tylko koleżeństwo, jednak nie była to też w pełni miłość, pewne uczucie, wachające się pomiędzy przyjaźnią, a zakochaniem.
Nagle samica spojrzała w stronę pałacu, a dech w piersiach jej zaparło. Ujrzała to o czym mówiła Yanshi. Królewscy faktycznie wycinali las, urzywając do tego zniewolonych zwierząt, nawet wilków. Dojrzała martwe ciała jeleni, którzy upadli, desperacko próbując bronić ziem, za które przepłacili krwią, tyle lat temu. Nagle wszystko w niej siadło, oczy zaszkliły się, a oddech przyspieszył. Cofnęła się o parę kroków, nie mogąc oderwać wzroku od tej strasznej sceneri. Samiec przy jej boku również spojrzał tam gdzie ona.
- Chodźmy stąd. - powiedział cicho, a gdy Heise się nie ruszyła szturchnął ją lekko, próbując wytrącić ze skupienia.
- Boisz się? - zapytała beznamiętnie, wpatrując się ciągle w ten sam punkt, a głos, którym wypowiedział te słowa, brzmiał jak nie jej.
- Czego? - niewiedział zbytnio o co jej chodzi.
- Wojny, krwi...śmierci. - wymieniła powoli, cicho, jakby mówiła do siebie.
- Każdy się raczej tego boi. - rzekł Unda - Do tej pory żyliśmy w pokoju i nagle wszystko się gwałtownie zmieniło...
Dziewczyna pokiwała głową, po czym oderwała wzrok od ponurej sceny, zamknęła szare ślepia, potrzebując chwili, żeby nazbierać myśli.
- Ej, a jesteś w pełni gotowy do boju? - zapytała nagle z lekkim uśmieszkiem na ustach, swym normalnym głosem.
- Pewnie, jak... - chłopak niezdołał dokończyć, gdyż czarna samica rzuciła się na niego, zbijając z nóg.
Sturlali się z górki w kłębowisku łap i ogonów, siłując się jak małe kociaki. Kiedy tylko wylądowali na prostej ziemi rozbili się, przystępując do ataku. Co prawda nie urzywali ani kłów, ani pazurów, ale przysporzyli się nawzajem o parę dobrych siniaków. Hiese dopiero teraz zauwarzyła jak dobrze wyszkolony był młody samiec, był szybki i silni, Heise była od niego nieco wolniejsza oraz słabsza - ze wględu na swoje rozmiary, gdyż mogła mu spokojnie przejść pod brzuchem, uchyliwszy lekko głowę - jednak była zwinniejsza. Przemykała mu między łapami, podcinając go, oraz zadając ciosy w delikatny brzuch. Gdyby walczyli na poważnie dziewczyna miałaby już dawno złamany kark, jednak samiec wykrawawiłby się na śmierć, w krótce po tym. Ich zabawa trwała do późnego popołudnia, Heise zdążyła nauczyć się taktyki samca na pamięć, sprawnie omijała jego ruchy lub parowała je. Sama próbowała nieco zmienić wzór swych ruchów, żeby go nieco zmylić, jednak nawet to po jakimś czasie przestało działać na Undę.
W końcu postanowili zakończyć swój mały terning. Rozczepili się na parę sekund - nadszedł czas na ostateczny cios. Dziewczyna ruszyła pędem w jego stronę i skoczyła, to samo uczynił on. Zdeżyli się w powietrzu i spadli z hukiem na ziemię, gdzie przewracali się, czyniąc niezgrabne fikołki, w końcu, kiedy Unda miał ją już przyszpilić do ziemi, samica wywinęła mu potężnego kopniaka w brzuch, który przeważył go na drugą stronę, łapami złapała się jego ramion, wykorzystując środek ciężkości znalazła się nad lwem w ostatniej chwili i przypięła go do ziemi z pewnym siebie uśmieszkiem. Na twarzy Undy pojawiło się zaskoczenie.
- Leżysz. - powiedział triumfalnie, nachylając się nad nim, a po krótkiej chwili zeszła z niego, Unda jednak nie miał zamiaru poddać się tak łatwo, niemalże odrazu powstał na nogi, rzucając się na dziewczynę, jednak ta znów uczyniła ten sam manewr - Leżysz. - powtórzyła z chichotem, spojrzała mu w oczy rozweselonymi, szarymi ślepiami, Unda był widocznie niezadowolony, jednak szybko na jego twarzy pojawił się przebiegły uśmieszek, a w złotym oku dziwny błysk, który samica dojrzała i spojrzała na niego zaciekawiona.
- Ah tak? - zapytał po chwili, po czym jednym sprawnym ruchem tylnych łap podciął dziewczynie nogi, straciwszy równowagę upadła z zaskoczeniem na lwa, a ich nosy ponownie się zetknęły - Ty też. - rzekł, widocznie zadowolony z siebie.
Dziewczyna zarumieniła się. Cała pewność siebie nagle z niej uleciała, spuściła wzrok, uśmiechając się niepewnie oraz cofnęła głowę. Chciała wstać, jednak lew delikatnie ją przytrzymał, dając znak, że kompletnie mu ta pozycja nie przeszkadza. Heise westchnęła cichutko, rozluźniła się nieco, w sumie, jaką miała potrzebę wstania? Mogła równie dobrze poleżeć. 
Serce zabiło jej mocniej, a oddech przyspieszył nieco. Czuła się niezręcznie, to fakt, ale coś powodowało, że nie wstała i nie uciekła. Miłość? Nie, szybko odrzuciła tą myśl w zakamarek głowy, myślać, że to absurd. 
Pod swoim ciałem czuła wyraźny zarys mięśni Undy, sylwetkę godną wojownika. Unikała kontaktu wzrokowego, zastanawiała się przez chwilę dlaczego, bała się tego co ujrzy w jego oczach? Nie... bała się tego co on mógł ujrzeć w jej oczach...

Wystąpili:
Hibernis


Karasu
Kizuato
Unda
Blue
Shax
Gin no Kiba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz