niedziela, 24 sierpnia 2014

Miłość i Śmierć

    Zebrał się na odwagę i... pocałował Heise. Lwica wytrzeszczyła na niego oczy zaskoczona tą reakcją, ale odwzajemniła.
Unda był wielce uradowany, że nie odepchnęła go. Poczuł radość, która po chwili przerodziła się w rozczarowanie kiedy lwica gwałtownie przerwała ten cudowny moment, wstając. Odwróciła się, przeszła kilka kroków i usiadła do niego tyłem, lekko spuszczając łeb. Lew powoli wstał zatroskany i podszedł do niej. Usiadł obok i otarł się o nią łbem. 
- W porządku... - wymówił te słowa szeptem, jakby bał się że jeśli powie głośniej czar pryśnie - Ja... Heise... chciałbym z tobą być... Zgodzisz się?- w jego głowie zabrzmiało to strasznie głupio, ale nie wiedział jak inaczej miałby to powiedzieć. 
Zarumienił się lekko, przełknął ślinę i spojrzał jej w oczy. Odwzajemniła spojrzenie nieco zaskoczona tym wyznaniem. Uśmiechnęła się i znów spuściła wzrok. Bał się, że się nie zgodzi. Nie mógł jednak zauważyć jej małego uśmieszku. Ponownie spojrzała mu w oczy, w których zauważyła nadzieję. Stanęła przed nim, wspięła się na tylne łapy, przednie opierając na jego piersi.
- Tak. - wypowiedziała to piękne słowo zdecydowanie i pocałowała go.
Pocałunek był namiętny, pełen pasji, ale nie gwałtowny. Unda starał się włożyć w niego całą swą miłość do niej i radość z jej zgody. Przymknął oczy, napawając się tą cudowną chwilą. W końcu z żalem oderwał się od niej i  teraz tkwili na równinie stykając się czoło z czołem. Serce galopowało mu w piersi, oddech przyspieszył. Zamknął oczy próbując uspokoić się i po chwili znów spojrzał jej w oczy.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę... - wyszeptał czule i uśmiechnął się półgębkiem - Kocham cię.
- Ja ciebie też... - również odpowiedziała szeptem.
- Myhym...- lekko otarł się pyskiem o jej policzek - Co powiesz na spacer? I tak nie mamy co robić, więc to chyba dobry pomysł?
- Lepszy niźli leżenie w jednym miejscu przez dwa dni.
- Z tobą mógłbym leżeć nawet i całe wieki. - zaśmiał się.
Heise uśmiechnęła się nieśmiało i znów spuściła wzrok, widocznie uznała, że słowa są w tym momeńcie zbędne, gdyż nic nie powiedziała, po prostu wstała, gotowa ruszyć w drogę. Odsunęli się od siebie i ruszyli spokojnie równiną, rozmawiając i żartując. Wiatr targał im futra i pokładał trawę, letnie słońce przyjemnie grzało. Co jakiś czas ganiali się niczym kociaki, ciesząc się chwilą i nie myśląc o przyszłości ani przeszłości. Śmiechy unosiły się nad równiną. Zapomnieli o całym świecie. Unda był wniebowzięty, że wreszcie zdobył się na odwagę i zapytał, a Heise wyglądała na równie zadowoloną.
Nie wiedzieli, że w tym momencie w pałacu doszło do odkrycia, które wstrząśnie niektórymi wilkami.

***

   Simulacrum szła nieśpiesznie marmurowym korytarzem do również marmurowej komnaty, Izby Chorych. Nie przeczuwała, że coś się stało, jednak czuła delikatne ukłucie niepokoju. Nie okazywała tego po sobie.
W końcu, gdy przekroczyła próg Izby zauważyła, że słońce wpadało do komnaty przez wielkie okno oświetlając nieruchome ciało Luny i resztę legowisk. W mgnieniu oka znalazła się przy niej.
Wilczyca miała opuszczone powieki, oczy nie ruszały się. Trzęsącą się łapą dotknęła jej czoła. Było przeraźliwie zimne. Była ogromnie zaskoczona i smutna. Nie mogła uwierzyć, że Luna... nie żyje. Ciepłe łzy popłynęły jej po policzkach. Ułożyła się obok przyjaciółki z jedną łapą na jej ciele i zaczęła niepohamowanie płakać. Traktowała ją niemal jak siostrę. Nikomu innemu tak nie ufała jak jej.
Wchodząc, nie zauważyła biało- czerwonej postaci z zielonymi oczyma, która teraz uśmiechała się drapieżnie w kącie Izby na prawo od drzwi. Po chwili, gdy uznał, że już zadowolił się efektami swej pracy, bezszelestnie wymknął się na korytarz i dalej do drzwi frontowych. Wyszedł na zewnątrz i zaczął schodzić w dół. Nie mógł spóźnić się na ważne spotkanie przecież, prawda? Punktualność jest szanowaną powszechnie cechą.
Simulacrum po dłuższym upływie czasu wstała. Oczy miała zaczerwienione i szkliste, a pysk opuchnięty od płaczu. Chwyciła koc w zęby i nakryła przyjaciółkę zasłaniając całe jej ciało. Biegiem ruszyła do Izby Ptaków skąd postanowiła wysłać wiadomość do bliźniaków o śmierci Luny. Nie wiedziała gdzie przebywa teraz Terra, która zajmowała się zmarłą wilczycą, ale uznała że porozmawia z nią później.
Po chwili znalazła się w kolejnej marmurowej Izbie. Pochodnie tkwiły na ścianach w metalowych uchwytach. Cała ściana naprzeciwko Simulacrum była jak jedno, wielkie okno. Od podłogi po sufit zamieszczone były okna z prostymi ramami. W lewym, dolnym rogu szklanej ściany były drzwiczki dla ptaków. Mała furka wykonana była z metalu z zaokrągloną górą i posiadała srebrny haczyk, który zaczepiało się o uchwyt w ścianie obok. W całym pomieszczeniu znajdowały się wyszkolone sokoły, mniej więcej było ich piętnaście. W sali znajdowały się pojemniki z karmą i piciem oraz prawdziwe gałęzie, na których mogły siadać i spać.
Wilczyca podbiegła do niedużego, zaufanego sokoła i przekazała mu wiadomość. W odpowiedzi zwierzę wydało z siebie cichy dźwięk i podfrunął do furtki. Ruszyła za nim. Nosem wyciągnęła haczyk i zębami chwyciła uchwyt służący za klamkę. Otworzyła na całą szerokość. Sokół truchtem znalazł się przy krawędzi, przy okazji delikatnie rozkładając skrzydła i skoczył. Po chwili ujrzała go lecącego na tle lekko zachmurzonego białymi chmurami nieba.
Zamknęła furtkę, zaczepiła haczyk i wybiegła poszukać Terry.

Wystąpili:

   
                              Luna                                                Heise

I sokół

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz